Skrót i uwagi o przebiegu sprawy przegranej przez Romana Przedwojskiego, prezesa zarządu SM Jaroty w Olsztynie.  Sygn. akt  IX W 1584/13, rozprawa 30.07.2013, ogłoszenie wyroku 06.08.013.Sąd Rejonowy w Olsztynie  Wydział  IX  KARNY , w składzie : Przewodniczケcy: SSR Joanna Siennicka oraz oskarżyciel  publiczny  -   Sławomir Świderski, oskarżyciel  posiłkowy , pokrzywdzony -  Andrzej   Cieślikowski, a  jako sprawca, obwiniony i winny  Roman Ryszard Przedwojski.

 

         Zgłoszenie naruszenia prawa wysłane mailem do Prokuratury Okręgowej w Olsztynie. Ta szybko do rejonowej, a stąd do policji. 

         Zarzut dotyczył niewydania przez zarząd sm członkowi sm kopii umowy z wykonawcą robót malarskich – wniosek z lutego 2013. Także braku jakiejkolwiek reakcji ze strony rady nadzorczej na ponaglenie do niej adresowane. Efekt starań w sm  – ani kopii, ani wymaganej ustawą

i statutem odmowy jej wydania, ani uzasadnienia odmowy na piśmie, ani cywilizowanej odpowiedzi od RN – nic!

          Policja dość szybko przesłuchała prezesa i pokrzywdzonego. Niestety było to postępowanie o wykroczenie, a  nie o podejrzenie popełnienia przestępstwa. Nie można więc, mimo złożonego wniosku, mieć wglądu do zgromadzonego materiału. Dopiero  taka sposobność po skierowaniu aktu oskarżenia do sądu. Tam  złamanie prawa i nielogiczne „tłumaczenie”  prezesa były oczywiste. . Niestety nie podjęto wcale wątku dotyczącego braku działań RN.

         Sąd dał się przekonać i nadał pokrzywdzonemu status oskarżyciela posiłkowego – po uznaniu pomyłki pocztowej. Roman Przedwojski dostał wyrok uznający go winnym

1000 zł grzywny i 200 zł kosztów.

            Sąd rozpatrywał tylko czyn Romana Przedwojskiego, pomijając resztę składu zarządu i rady nadzorczej, bo może objąć rozprawą tylko te osoby, które zgłasza oskarżyciel publiczny /policja/.

A policja niestety nie podjęła zgłoszonego wcześniej wątku o tym, że jakieś gremium /zarząd/ podjęło opisane  decyzje o braku realizacji wniosku członka sm. Nie podjęła policja także wątku

o braku jakiejkolwiek reakcji rady nadzorczej na ponaglenie od członka sm do tej rady  adresowanego!

         W trakcie postępowania sądowego wyszły prezesowskie kwiatki.  Ma gość fantazję. I tupet. Bez klasy, choć przy kasie. Okazało się że:

- W SM Jaroty nie ma regulaminu udostępniania materiałów i wydawania kopii dokumentów. Pozostaje więc lakoniczny zapis ustawowy, powtórzony w statucie.

- Mimo wielokroć wcześniej honorowanych /z różnym efektem/ pism wysyłanych drogą elektroniczną do sekretariatu sm, jakieś  niesprecyzowane personalnie gremium i prezes od 29.03.0212 postanowiło sobie tajnie przed wnioskodawcą kompletnie ignorować jego pisma!

- Decyzja ta w sm nie jest nijak udokumentowana, a podana dopiero w dochodzeniu i przed sądem w odpowiedzi na trafne pytania sądu i pokrzywdzonego!

- Żadne z wielu pism wysłanych tak przez 15 miesięcy nie było w sekretariacie drukowane, nie nadawano im żadnego obiegu, nie nanoszono więc standardowej dekretacji skierowaniu do  załatwienia przez kogoś z pracowników lub choćby o odłożeniu ad acta – wielkie NIC!

- Szeregu pism adresowanych do rady nadzorczej także nie przekazywano przez wiele miesięcy! Wygląda więc, że to nie RN nadzoruje tu zarząd, a na odwrót?

- W tym skandalicznym  cenzurowaniu korespondencji uczestniczyć musieli „lojalni” wobec prezesa pracownicy biura! To także członkowie sm, niewykluczone, że tylko z racji zatrudnienia, bez związku lokalowego z tą sm. /Oczywiście  nie słychać, aby ci „spółdzielcy”  do RN czy walnego zgłosili niecywilizowane  postępowanie prezesa, ich kierownika, ale w członkostwie  sm – ich pracownika/.

- Na pytania oskarżyciela posiłkowego i zarazem pokrzywdzonego oświadczył prezes, że wszystkie zignorowane pisma są archiwizowane elektronicznie.

- Prezes sobie ubzdurał, że  od pomyłkowo wysłanego jednego dawnego maila do sekretariatu  będzie ignorował dalsze przychodzące pisma od pokrzywdzonego, i nakazał to innym pracownikom. Takie tam władztwo bossa i łatwy udział pracowników – spółdzielców w nagannym procederze.

- Przywidział sobie /reszta zarządu także, jak wynika z pisma do policji z 20.05.2013/ , że nie wiadomo od kogo wpływały owe pisma , choć adres  e-mail, dane osobowe nadawcy były stale niezmienne i od lat zapisane w kontaktach poczty elektronicznej sm pod tym samym nazwiskiem!

- Nazwisko, adres nadawcy znał, ale rzekomo nie wiedział, czy to do osoby uprawnionej do składania wniosków do  zarządu czy RN.

- Oczywiście na pytanie sądu, czy próbowano te  wątpliwości rozwiać przez kontakt z nadawcą butny prezes rzekł, że „nie było takiego obowiązku”. Takie u niego niskie standardy i kultura.

- Władczy prezes dodał, że to sam członek sm powinien przyjść do biura. W celu rozwiania wątpliwości, o  których ów członek nie wiedział wcale. Jak na audiencję?

- W zeznaniach dodał z sufitu, bo nie z ustawy ani ze statutu /jego autorstwa/, że  nie było w tych mailach nadawcy podpisu elektronicznego oraz numeru IP! Tego oczywiście nigdy od nikogo nie żądano w tej tak paskudnie zarządzanej sm, co sam prezes potwierdził na trafne pytanie sądu!

- Wbrew ustawie i własnego autorstwa statutowi w sądzie rzekł, iż termin załatwienie takich wniosków o wydanie kopii opiewa do dwóch miesięcy. A tam stoi jak byk, że do 30 dni! Ten człowiek wykłada prawo spółdzielcze i pochodne studentom, słuchaczom kursów – ano wykłada. 

- Na celne pytanie sądu o powód braku odpowiedzi do 30 dni o odmowie realizacji wniosku oraz

o braku uzasadnienia przewidzianego prawem lekko powtórzył, że „nie było takiego obowiązku”. Tak R. Przedwojski traktuje prawo i obowiązki wobec członka sm, jego pracodawcy! Sąd słusznie wskazał, że tym  rozmyślnym zaniechaniem zarząd uniemożliwił członkowi wystąpienie do sądu rejestrowego o nakazanie wydania kopii.

- Bezsensowność wymysłu prezesa /gremium/ o niby braku pewności, kto był adresatem pism  potwierdza fakt, że od początku maja 2013 sam prezes oraz także wiedzący z postępowania wyjaśniającego policji zarząd o tym, kto dokładnie był nadawcą zignorowanych pism,  przez kolejne prawie 3 miesiące do dnia rozprawy 30 lipca i  nie raczyli zrealizować tego choćby zaległego wniosku o wydanie kopii ! Zatem trwali w cichej bezpodstawnej arogancko odmowie nie z powodu niezidentyfikowanego wnioskodawcy!

- Głównych dowodów przeciwko sobie dostarczył osobiście sam prezes! Do akt dał już na policji

nr 4 gazetki SM Jaroty z 2012 roku. Można ją znaleźć w internecie na stronie SM Jaroty. Sąd rzetelnie potraktował ten dowód! Tam przywoływał swój paszkwil, który miał ośmieszyć wziętych na celownik członków sm, a w końcu wyszło na odwrót. W tym swoim „felietonie” 16 miesięcy temu zaprzeczył swoim obecnym wywodom o rzekomej niepewności, kto był nadawcą pism

i wniosków do spółdzielni, o ubzduranym wysłaniu do sm wniosków przez inna osobę, choć sam napisał w gazetce, że to była pomyłka i wzory pism dla innego zupełnie odbiorcy. Taki z niego mniemanolog. Postąpił jak „pożyteczny idiota” z tym dowodem na samego siebie /tego określenia on użył, o innych osobach w  „spółdzielczym po przedwojsku” paszkwilu w innym gazetkowym numerku/. Nic dziwnego, że po rozprawie długo przebywał w biurze sm. Może topił swe frustracje w trakcie wnikliwego analizowania zachomikowanych dokumentów? Wyraźnie zmęczony pojawił się przy wyjściu z biurowca samotnie  o godz.  19.25.

- Kolejne dowody przeciwko sobie dostarczył w cytowanych zapisach  z ustawy oraz ze statutu. One do bezpośredniego stosowania. Oczywiście brak tam wymyślonych doraźnie fantazji

o dodatkowych wymogach identyfikujących nadawce wniosków do zarządu.  Sąd wyrok oparł właśnie także na tych zapisach! Trafnie wskazał na nielogiczną linię obrony prezesa.

- Pokrzywdzony dołączył do akt kilka pism skierowanych do zarządy sm, na które mimo niby zignorowania była skuteczne reakcja , chociaż bez odpowiedzi do wnioskodawcy. Jedno z nich było zgłoszeniem do gwarancyjnej poprawki malowania barierki balkonu. Po ponagleniu tę robótkę wykonano jednak. W tej sm jedynie po zgłoszeniu od mieszkańca takie poprawki realizowane. Kto nie zgłosił, miał rdzę nadal lub sam malował.  Wprawny spryciula w przeinaczaniu prezes od razu wymyślił w sądzie, że to wykonano  nie na pisemny wniosek pokrzywdzonego, a na telefoniczne  zgłoszenie. Oczywiście wbrew faktom, bo tego telefonicznie ów członek nigdy nie zgłaszał. 

- Pokrzywdzony i zarazem oskarżyciel posiłkowy okazał sądowi inny dowód kłamliwej postawy prezesa – spółdzielcy. Otóż do ministerstwa nadzorującego także spółdzielczość mieszkaniową

na żądanie udzielenia informacji członkowi o ubezpieczeniach na pismo od kwietnia 2012 ignorowane, prezes w imieniu zarządu odpisał ministerstwu, iż „mimo wnikliwej kwerendy” nie znaleźli tego pisma pokrzywdzonego! Nie omieszkał dodać tam wrzutki  negatywnie opiniującej  członka sm. Ministerstwo uwierzyło w ewidentne kłamstwo prezesa, na razie, bo będzie ciąg dalszy. Otóż sąd otrzymał, podobnie jak ministerstwo i później przewodniczący rady nadzorczej, kopię z dostarczonej do akt gazetki nr 4/2012. Tam w swym złośliwym artykule prezes wprost m. in.  napisał, iż wspomniane a teraz niby rzekome  pismo wpłynęło do sekretariatu 10 kwietnia 2012! Tak kłamstwo zostało przez sprawcę prezesa udowodnione wprost w udokumentowanej formie! Interesująca będzie reakcja rady nadzorczej na taką postawę podobno nadzorowanego zarządu. Będzie jak zwykle? Obwiniony podszedł, by wejrzeć do tych materiałów okazanych mu przez sąd i udawał, że nie wie o co chodzi. Sąd zapytał go więc, jakże może nie wiedzieć, skoro niedawno podpisał pismo do ministerstwa. Taktyka uciekania w niepamięć? Nadal brak odpowiedzi.

- Kolejnym dowodem przeciwko samemu sobie  był dostarczony przez prezesa do akt wydruk tzw. zrzutu ekranu komputera sekretariatu sm. Aktualnego, bo z początku czerwca 2013. Tam wydruk niektórych pism przechowywanych faktycznie w archiwum elektronicznym od 16 miesięcy. Prawdę więc rzekł prezes o takiej formie archiwizowania zignorowanych wielu pism, ale nieprawdę o braku wpływu tego o ubezpieczeniach.

- W wydruku zrzutu ekranu widnieje jak nadawca w pełnym brzmieniu imię i nazwisko wnioskodawcy, a w piśmie dane adresowe! Dla nich nadal nie identyfikowalne, bo tak sobie ubzdurali.

- Sąd w całości podzielił zeznania świadków / w tym Iwony M. /  uznając je za spójne, logiczne, rzeczowe i konsekwentne w toku całego postępowania.

- Zdanie sądu o Romanie P.: „Argumentacja obwinionego jest nielogiczna, nie znajduje uzasadnienia w obowiązujących  przepisach”. Z takiej mniemanologicznej nielogiczności dawał się  poznać znany  w innych sytuacjach.

- Do sprawy były dołączone akta wcześniejszej, gdzie także został uznany winnym (sygn. akt IX W 3557/11). Tam sąd bardzo radykalnie wytknął prezesowi skłonność do gdybania i zwłaszcza znaczną szkodliwość społeczną jego czynu. Niezgodną ze standardami wymaganymi od osoby pełniącej funkcję zaufania publicznego! Funkcja godna zaufania, winny jak widać - oczywiście nie!

- W aktualnej sprawie sąd łagodniej wytknął szkodliwość społeczną.

- Obwiniony nie przyznał się do popełnienia zarzucanego mu czynu.

- Zrezygnował z dobrowolnego poddania się karze, co znacznie skróciłoby postępowanie. 

- Sąd trafnie podkreślił, iż z art 18 § 1  ustawy prawo spółdzielcze wynika, iż prawa i obowiązki wynikające z członkostwa w spółdzielni są dla wszystkich członków równe. U R. Przedwojskiego  równi, a niektórzy równiejsi? Jak w wiadomym folwarku Orwella? 

- Obwiniony zadeklarował osiąganie średniego dochodu miesięcznego 16 500 zł, co sąd przyjął jako prawdę. Obwiniony miał  dodatkowe  dochody z kilku źródeł, nie ujawnił ich jednak, bo nie był wypytywany.

- Sąd nie odniósł się do wniosku pokrzywdzonego o nakazanie niezwłocznej realizacji wszystkich zignorowanych pism i wniosków z okresu 16 miesięcy. Zarząd i rada nadzorcza nie kwapią się do tego. Będą więc kolejne postępowania.

- Sąd nie podjął  także wniosku oskarżyciela posiłkowego o ogłoszenie w prasie, w tym w gazetce sm , informacji o wyroku.  Bo nie przewiduje tego prawo spółdzielcze. Jednak przewiduje kodeks postępowania w sprawie wykroczeń i prawo prasowe, ale widocznie sąd wie lepiej co wolno tu zastosować. Taka publikacja byłaby dotkliwą przestrogą jako domknięcie  paszkwilu Romana P.

w dostarczonej do sądu gazetce 4/2012.  

         Szkodliwość społeczna zaniechań organów SM  Jaroty wokół robót „malarskich”  w budynku zamieszkania pokrzywdzonego była ty bardziej znaczna, bo spowodowała zignorowanie inicjatywy zgłoszonej w imieniu większości mieszkańców nieruchomości odnośnie obniżenia kalkulowanych kosztów, zmiany i ustalenia zakresu robót. W tym zignorowali kolejne żądanie oddzielnej niezwłocznej wymiany okienek a klatkach schodowych oraz wymiany kilkunastu pominiętych znowu okienek piwnicznych. To było możliwe i zgłaszane kilka lat temu. W wielu wspólnotach

 i spółdzielniach taka wymiana dokonywana jest przed, a najpóźniej w trakcie ocieplania budynku. W SM Jaroty w 2011 r. odtrąbiono zakończenie ociepleń,  okazuje się , że na wyrost. Mimo możliwości  finansowych i negatywnego głównie  opisu stanu tej stolarki okiennej w audycie energetycznym choćby z 2009r.

                                                       Andrzej  Cieślikowski