Parlament RP uchwalił 14.06.07 r. nowelizację ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych.

Artykuł z tygodnika „Nasza Polska” z dnia 19.06. 2007 r. – Paweł Siergiejczyk

„Ustawa przeciw złym prezesom”Z pos. Grzegorzem Tobiszowskim (PiS), sprawozdawcą 

 „Ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych” , rozmawia Paweł Siergiejczyk.

W ubiegły czwartek Sejm ostatecznie uchwalił nowelizację Ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych, która wejdzie w życie 31 lipca 2007 r. Prace nad nią trwały ponad rok. Czy ma Pan satysfakcję z dobrze wykonanej pracy?

- Oczywiście ,że mam, zwłaszcza , że nie była to praca łatwa. Na początku mieliśmy bowiem aż pięć projektów – LPR, PiS, PO, rządowy i senacki- z których każdy stanowił osobną całość i był pisany innym językiem prawnym. Na szczęście już na początku przyjęliśmy kierunkowe rozwiązania wspólne dla wszystkich projektów, co umożliwiło nam ściśle merytoryczna pracę nad ustawą, budzącą przecież tak wielkie emocje społeczne. W ten sposób na przełomie marca i kwietnia doszliśmy do ostatecznych rozwiązań, ale wtedy środowiska związane z Krajową Radą Spółdzielczą rozpoczęły kampanię mającą dowieść, iż proponowane przez nas zapisy są szkodliwe. A z drugiej strony im dłużej pracowaliśmy nad tą ustawą, tym większe nadzieje rodziły się w środowiskach autentycznych spółdzielców, którzy zauważyli, że pojawia się realna szansa daleko idących zmian. Te środowiska przebudziły się i zaczęły dosłownie zasypywać nas kolejnymi postulatami, z których część udało się ująć w zapisy ustawy. Ale właśnie emocje, które wywołała nasza praca, najlepiej świadczą, jak ważnej dla życia społecznego materii dotknęliśmy. I chcę jeszcze podkreślić: dominująca liczba głosów (prawie 400 na 460 posłów), którą Sejm przegłosował naszą ustawę, jest chyba najlepszym potwierdzeniem, że zmiany w niej zawarte idą w dobrym kierunku.

 - Spróbujmy zatem przybliżyć naszym Czytelnikom zapisy nowej ustawy. Najważniejsza ich część dotyczy nowych zasad przenoszenia własności lokali spółdzielczych na ich lokatorów. Proszę powiedzieć, czym one się różnią od dotychczasowych.

- Z dniem wejścia w życie ustawy wprowadzamy jako zasadę odrębną własność lokalu mieszkalnego. Do tej pory zasadą było spółdzielcze prawo własnościowe, czyli niepełna własność lokalu. Drugą zasadniczą sprawą jest rozwiązanie, iż przy przeniesieniu z prawa lokatorskiego w prawo odrębnej własności uwzględniamy poniesione wydatki związane z zobowiązaniami, które spółdzielca poniósł spłacając zaciągnięte kredyty na swoje mieszkanie z czasów poprzedniego systemu – z lat 70. i 80. Jeżeli  wywiązał się ze wszelkich zobowiązań kredytowych i nie zalega z żadnymi opłatami, to od strony finansowej- a przez to i prawnej – nabył on prawa właścicielskie do tego mieszkania. My w tej ustawie – co chcę mocno podkreślić – uznajemy nabycie tych praw po uregulowaniu tzw. wielkości nominalnej, czyli tej niewielkiej kwoty, jaką państwo dzisiaj pobiera od spółdzielni mieszkaniowych, które w imieniu spółdzielców spłacają resztówkę po denominacji, ale od spółdzielców biorą cenę rynkową. Powstaje pytanie: dlaczego tak się dzieje? Przecież nie jest to uzasadnione finansowo. Dlatego my sankcjonujemy prawa nabyte spółdzielców, którzy wywiązali się ze swoich zobowiązań.

-Ustawa mówi także o niektórych mieszkaniach zakładowych…

- Tak, o tych, które zostały przekazane spółdzielniom mieszkaniowym. Tam, gdzie pracownicy zakładów pracy odkładali środki na fundusz mieszkaniowy, socjalny itd., by otrzymać mieszkanie, a te zakłady przekazały spółdzielniom mieszkania z olbrzymią bonifikatą, praktycznie darmo, teraz ci spółdzielcy będą mieli prawo do tej samej bonifikaty przy przeniesieniu własności na siebie. Wychodząc jednak z zasady solidaryzmu społecznego, zapisaliśmy, że jeśli spółdzielnia dokonała remontu w tych mieszkaniach i poniosła z tego tytułu wydatki, to ci lokatorzy z dawnych mieszkań zakładowych muszą spłacić proporcjonalnie do swego mieszkania nakłady poniesione przez pozostałych spółdzielców. 

- W całym okresie prac nad ustawą i nawet jeszcze na chwilę przed ostatecznym głosowaniem słyszeliśmy głos przedstawicieli SLD, którzy dowodzili, że przekazanie własności mieszkań po cenie nominalnej będzie nieuprawnionym „ prezentem” dla 900 tys. spółdzielców, którzy jeszcze swych mieszkań nie wykupili, kosztem 2,6 mln tych, którzy w ostatnich latach uczynili to po cenach rynkowych. Co Pan odpowie na ten zarzut?

- Senat zaproponował, aby ci spółdzielcy, którzy już wcześniej nabyli swoje mieszkania po cenie rynkowej, mogli różnicę pomiędzy wielkością nominalną a ceną rynkową mieć zaliczoną na poczet funduszu remontowego w latach następnych. Nie jest to zły pomysł, choć my w Sejmie doprecyzowaliśmy, by decyzję w tej sprawie pozostawić w gestii walnego zebrania samej spółdzielni. Bo są różne spółdzielnie- duże i małe- i mają różną kondycję finansową, różne plany inwestycyjne. Nie można więc obligatoryjnie narzucać decyzji o pozbawieniu ich dużej części funduszu remontowego. Niech sami spółdzielcy rozstrzygną, czy dla nich takie rozwiązanie jest zasadne. Nie twierdzę, że ten zapis jest doskonały, ale on przynajmniej zbliża nas do sprawiedliwości. I na pewno nie można mówić o jakimś „ prezencie”, bo te mieszkania po prostu należą się ludziom, którzy za nie już dawno zapłacili. - Czy jest szansa, że dzięki tej ustawie za jakiś czas wszyscy lokatorzy mieszkań spółdzielczych staną się realnymi właścicielami? - Mogą się stać, gdyż będzie to decyzja każdego członka spółdzielni, który posiada prawa lokatorskie. Być może będą tacy, którym wystarczą takie prawa, bez nabywania własności –

to już kwestia indywidualnego wyboru. Ale my tą ustawą dajemy wreszcie możliwość takiego wyboru, której dotąd spółdzielcy nie posiadali.

-Przejdźmy teraz do innych kwestii, które reguluje nowa ustawa. Myślę zwłaszcza o relacjach między członkami spółdzielni a ich władzami. Jakie nowe zapisy wprowadziliście w tej materii?

- Po pierwsze, wsłuchując się w głosy wielu środowisk spółdzielczych, zapisaliśmy w ustawie, że do rad nadzorczych spółdzielni nie mogą być wybierani ich pracownicy – bo trudno, żeby pracownik kontrolował szefa. Po drugie, wprowadziliśmy zapis, że można być wybranym do rady nadzorczej najwyżej na dwie trzyletnie kadencje. Chodziło nam o to, by więcej spółdzielców miało możliwość wyboru do rady, a nie ciągle ci sami od wielu lat. Poza tym uznaliśmy, ze ci, którzy do momentu wejścia w życie ustawy (31.07.2007 r.) zasiadali w radzie nadzorczej już dwa razy, nie będą mogli więcej się tam znaleźć. Po trzecie, wprowadziliśmy szeroką dostępność do dokumentów spółdzielni dla jej członków. Ma to zapewnić całkowitą transparentność działań władz spółdzielni i realną kontrolę nad nimi ze strony członków. Przy czym odmowa takiej dostępności będzie powodować sankcje karne – grzywnę lub areszt – i utratę licencji na zarządzanie spółdzielnią. Po czwarte, wprowadziliśmy rozliczanie inwestycji spółdzielni w ciągu 6 miesięcy po jej ukończeniu. Za niedotrzymanie terminu również będą groziły sankcje karne. Po piąte, wnioski o przeniesienie własności, które zostały dotąd złożone, mają być zrealizowane do 31 sierpnia br., czyli w ciągu miesiąca, natomiast wnioski nowe – w ciągu trzech miesięcy od złożenia. Jeżeli ten termin zostanie przekroczony z winy zarządu spółdzielni, jego członkowie także będą podlegać sankcjom karnym. Po szóste, podobne sankcje będą groziły za rażące błędy lub zaniedbania przy ewidencji finansowej spółdzielni.

- A co z podziałem wielkich spółdzielni na mniejsze, zwykle bardziej efektywne?

- Wprowadziliśmy taką możliwość. Z wnioskiem o taki podział będzie mogła wystąpić mniejszościowa grupa członków spółdzielni. W odpowiednim terminie ten wniosek będzie musiało rozstrzygnąć walne zebranie spółdzielców, a jeśli tego nie dokona, wnioskodawcy będą mogli wystąpić do sądu, który może orzec o podziale. Powinno to być możliwe, jeżeli nie będzie problemów majątkowych. Przy tym ustawa wyraźnie preferuje podziały jedno budynkowe. Dodam także, iż przyjęliśmy poprawkę Senatu, aby budynki w których 100 % lokali zostało przekształconych we własność, z mocy prawa stawały się wspólnotami mieszkaniowymi, uniezależniając się od spółdzielni. Natomiast tam, gdzie przekształcona została większość lokali, decyzja pozostaje w rękach samych właścicieli – czy chcą być wspólnotą, czy nadal częścią spółdzielni.

 - Czy można powiedzieć, że dzięki tej ustawie zostanie ograniczona dotychczasowa wszechwładza i bezkarność prezesów spółdzielni?

- Mam taką nadzieję. My poprzez tę ustawę dajemy pewne narzędzie członkom spółdzielni. I na pewno trzeba będzie rozpocząć kampanię informacyjną, by uświadomić im, jakie mają prawa. Umiejętność wykorzystania zapisów tej ustawy będzie kluczem do ukrócenia tych zjawisk negatywnych, o których często słyszymy.

Bo chcę wyraźnie podkreślić: nie mają racji ci, którzy mówią, że ta ustawa jest przeciwko prezesom.

W rzeczywistości ona jest przeciwko złym prezesom – niekompetentnym, uprawiającym prywatę, lekceważącym członków spółdzielni. Natomiast wspiera tych prezesów, którzy działają na rzecz spółdzielców.

I tacy prezesi z pewnością będą promować te ustawę. Zresztą wielu takich prezesów popierało nas już w czasie prac nad ustawą, za co im bardzo dziękuje.

 - A jakie środowiska najbardziej kontestowały prace nad ustawą?

- Muszę tu wymienić przede wszystkim Krajową Radę Spółdzielczą. Jej prezes przedstawił stanowisko , które nie było merytoryczne, lecz sprowadzało się do stwierdzenia: nie róbcie zmian, bo jest dobrze. Takie stanowisko poparli jedynie posłowie SLD, co mnie akurat nie dziwi. Sojusz Lewicy roztacza bowiem parasol ochronny nad środowiskami, które – ogólnie mówiąc – dobrze żyły w poprzednim ustroju. Do tych środowisk z pewnością zalicza się Krajowa Rada Spółdzielcza, która działa trochę jakby obok całego ruchu spółdzielczego. Trzeba zresztą przypomnieć, że Rada kiedyś nawet oficjalnie poparła SLD jako swoje zaplecze polityczne. To w sumie dość naturalne, skoro większość członków KRS jest takim wieku, że lata swojej świetności przeżywali w tamtym systemie. I trudno oczekiwać, że oni nagle zdejmą skorupę i zaakceptują inną wizję świata. Tymczasem dzisiaj budujemy w Polsce ustrój oparty na własności prywatnej i sprawiedliwości, co oznacza, że musimy respektować prawo do własności  dla tych ludzi, którzy za nią faktycznie już dawno zapłacili.

-Praktyka ostatniego roku wskazuje, że jeśli jakaś ustawa nie podoba się posłom SLD, to zapewne zostanie zaskarżona do Trybunału Konstytucyjnego. Czy Pan się tego nie obawia w przypadku tej ustawy?

- Jestem o to często pytany i zawsze odpowiadam: przy okazji rozpatrywania niektórych zapisów padały zarzuty o niekonstytucyjności, ale nigdy nie były one jednoznaczne. Choć oczywiście ryzyko zaskarżenia istnieje. Natomiast zachęcam wszystkich spółdzielców, by bacznie obserwowali, kto i jakie zapisy będzie zaskarżał. Jeżeli będą to osoby związane ze spółdzielczością lub wręcz podające się za jej rzeczników, to trzeba zapytać: czy naprawdę zależy im na spółdzielczości, czy też na utrzymaniu stanu klikowości w spółdzielczości?

-Dziękuję za rozmowę.